*James*
Lekarz wyprosił mnie na korytarz. Prawdę mówiąc nie miałem najmniejszej ochoty wychodzić lecz wiedziałem że swoją obecnością nic nie wskóram a tylko mogę przeszkadzać. Stanąłem przed dużymi, szklanymi drzwiami i łzy powoli zaczęły napływać mi do oczu. Tak bardzo bałem się o życie Emmy i mojego dziecka. Gdybym ich teraz stracił to chyba bym się zabił... Nie potrafiłbym żyć bez mojej ukochanej i dziecka które choć nie wiadomo czy było moje, pokochałem od pierwszej chwili. Czas biegł minuta za minutą a ja wpatrywałem sie w szklane drzwi za którymi wokół Em krzątali się lekarz, pielęgniarki i podawali jej jakieś leki. Po 30 minutach wpatrywania się w drzwi, usiadłem zrezygnowany pod ścianą i schowałem twarz w dłonie. Czasz leciał nie ubłagalnie a ja nie dostawałem żadnej wiadomości na temat zdrowia i życia dziecka i Em. Do oczu powoli zaczęły napływać mi łzy. Ta niewiedza była gorsza od najgorszych wiadomości. Poszedłem nalać sobie zimnej wody bo zaschło mi w ustach. Wróciłem z plastikowym kubkiem i usiadłem na krzesłach pod salą. Spojrzałem w drzwi jednak nie zauważyłem już krzątających się lekarzy wokół łóżka mojej ukochanej. Leżała ona teraz przypięta do aparatury, sama. Nie wiedziałem co mogło się stać. Chciałem uzyskać informacje o jej stanie zdrowia. I oczywiście o tym co z moim dzieckiem. Z tych nerwów zgniotłem plastikowy kubek w ręku tak że reszta wody która w nim się znajdowała wylała się na podłogę. Wcale mnie to nie ruszyło. Nie ruszyło mnie to że ktoś może się na tym przewrócić. Po chwili wyszedł do mnie lekarz i powiedział:
- Na szczęście udało nam się uratować życie pańskiej żony i dziecka.- odetchnąłem choć słowo ''żona'' nadal dudniło mi w uszach.
- Co mogło spowodować to krwawienie?- pytałem zaniepokojony.
- Stres, pani Emma bardzo sie czymś zdenerwowała więc dziecko zareagowało- odparł lekarz.
- I co dalej panie doktorze?
- No teraz, pacjentka będzie musiała bardzo o siebie dbać, ograniczyć stres do minimum, będzie musiała także przychodzić na badania kontrolne co dwa tygodnie.- poinformował mnie lekarz.
- Oczywiście przypilnuję tego.- zapewniłem lekarza.
- Jeżeli pan chce, może pan wejść do małżonki, oczywiście na chwilę i proszę jej nie męczyć.
Wszedłem do sali. Od razu dopadłem łóżka Em. Siadłem na krześle i wziąłem ją za rękę. Wiedziałem kto był winny tego złego stanu Emmy. Oczywiście Harry, jak zwykle. Postanowiłem postarać się o to aby miał zakaz zbliżania się do dziecka i Em. Ale skoro on wie o maleństwie, to zapewne będzie się domagał badań DNA na potwierdzenie mojego ojcostwa. A co jeżeli to jest faktycznie jego dziecko? Czy Emma odejdzie do niego i mnie zostawi? Te pytania wywołały u mnie nagły skurcz żołądka i strach przed utratą dwóch najważniejszych mi osób. Trzymałem Em za rękę i przyglądałem się jej twarzy. Była tak spokojna, taka blada. Patrząc tak w jeden punkt moje oczy zaczęły się kleić. No tak, byłem już na nogach 24 godziny i mój organizm odmawiał mi posłuszeństwa, jednak nie mogłem zostawić tu mojej ukochanej i mojego dziecka zostawić samych. Obiecałem sobie że teraz będę troskliwie opiekował się Emmą i postaram się nie nawalać. Tylko czy będę potrafił być dobrym, poukładanym i troskliwym ojcem dla dziecka które prawdopodobnie jest moje....
*Emma*
Po tym jak osunęłam się w sen byłam prawie pewna że to koniec. Że albo moje dziecko odda życie albo obydwoje je oddamy. Perspektywa życie po stracie dziecka była dla mnie przerażająca ale z drugiej strony nie mogła zostawić tu Jamesa samego. Przecież on by się załamał gdybym umarła. Tak bardzo mnie kochał. Starałam się odganiać ode mnie złe przeczucia i myśleć pozytywnie że to może nic takie, że nam obojgu nic nie będzie. Spałam tak nie wiem ile godzin. Gdy zaczęłam się przebudzać usłyszałam słowa lekarza:
-... Pacjentka czuje się dobrze, z dzieckiem wszystko w porządku. Proszę tu zostać i informować mnie gdybym coś się działo.
Po tych słowach odetchnęłam w ulgą. Pomyślałam że skoro nam obojgu nic nie jest to mogę dać sobie jeszcze trochę czasu i odpocząć od ostatnich wydarzeń. Ponownie zapadłam w sen. Miałam bardzo piękny sen. Nie pamiętam co w nim dokładnie było ale był cudowny. Ze snu wybudził mnie dotyk czyjejś dłoni na mojej. Po chwili ten ktoś ujął moją dłoń i zaczął głaskać po brzuchu. To był James. Leniwie otworzyłam oczy i odwróciłam wzrok w jego stronę. Lekko się do niego uśmiechnęłam a on odwzajemnił mój uśmiech. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu po czym James ze łzami w oczach odezwał się:
- Tak bardzo się o was bałem...
Gdy to wypowiedział jedna łza spłynęła po jego policzku. Podniosłam się lekko i otarłam jego łzę a następnie go przytuliłam.
- Już możesz być spokojny, nic nam nie jest.- uspokoiłam go po czym ułożyłam się z powrotem na łóżku.
- Nigdy więcej nie narażę was na coś takiego, obiecuję. Od teraz będę się wami opiekował.- zapewniał, czule głaszcząc mnie po brzuchu.- To wszystko moja wina. Gdyby nie ja...
- To nie jest twoja wina- przerwałam mu.- Nie mogłeś przewidzieć tego że Harry mnie tu znajdzie.
- Od teraz nie pozwolę mu zbliżyć się do was. Już nigdy nie zrobi wam krzywdy.- zapewniał ze łzami w oczach.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu po czym odezwałam się:
- Ono, nasze dziecko, jest bardzo silne. Tyle przetrzymało... Były momenty kiedy nawet ja wątpiłam w to że ono da sobie rade ale mimo wszystko. Jest silne, ma to po tobie. Jestem przekonana że jest to twoje dziecko.
- Ja też, mam nadzieję.- rzekł James, po czym pochylił się nad moim brzuchem i delikatnie go pocałował.
Siedzieliśmy w milczeniu. Każde z nas nad czymś myślało.
- Ty też o tym myślisz?- zagadnął James.
- Jeśli chodzi ci o imię dla dziecka to tak.- uśmiechnęłam się
- I co wymyśliłaś?
- Jeżeli będzie chłopczyk to będzie Max lub Alex...- powiedziałam z promniennym uśmiechem
- Okej, a jeżeli dziewczynka to Olivia lub Emily.- zaproponował James po czym ziewnął.
- Ej, kochanie. Ile ty tak w ogóle nie spałeś?- spytałam podejrzliwie
- Nie wiem, jakieś 20 godzin.- powiedział Jamesa układając się na moim brzuchu do spania.
- Skarbie, idź do domu, prześpij się, wrócisz tu jutro.
- Ale obiecałem ci że...
- Nie ma zadnego ''ale'', marsz w tej chwili do domu.- rozkazałam
- Dobrze, już idę. No to pa Em, papa maluszku.
Na pożegnanie James ucałował mnie a potem mój brzuch, pomachał mi na pożegnanie i wyszedł.
- No to zostaliśmy sami, skarbie.- powiedziałam do swojego dziecka głaszcząc je po brzuchu.- Dobranoc maluszku, mamusia bardzo cię kocha.- powiedziawszy to zaczęłam układać się do snu.- I tatuś też.- dorzuciłam z uśmiechem na twarzy.
Oczywiście mówiąc tatuś chodziło mi o Jamesa, chodź tak na sto procent nie byłam pewna ze to on jest ojcem. Wiedziałam tylko jedno. Niezależnie od tego który z nich jest ojcem, ja nie pozwolę na to aby moje dziecko było świadkiem kłótni tych dwóch o to który jest ojcem...
____________________________
Czy Em i James będą szczęśliwi? Który z panów będzie ojcem dziecka? Czy James okaże się odpowiedzialny i poukładany? Przekonacie się sami.
Hej, cześć, siema :*
Obiecany rozdział. Jakoś tak znowu zaczęłam słodzić, to jest nudne, ale nie chciałam ich dołować.
Następny rozdział już jutro :) zapraszam do komentowaniaa :*
Na dziś tyle, widzimy się jutro o tej samej porze :) buziaki :*
+ życzę powodzenia wszystkim 6- taką ( a zwłaszcza mojej Szopie :*) którzy jutro w Prima Aprilis piszą egzaminy kompetencji :)