*Zayn*
Byłem na granicy wytrzymałości. Jak ten sukinsyn mógł zrobić Laurze coś takiego? I to dlaczego? Bo nie chciała wrócić do pracy? Prawdopodobny powód dla jakiego to zrobił był śmieszny i godny pożałowania. W moich żyłach z wściekłości buzowała krew. Szedłem przez parking i obmyślałem w jaki sposób się na nim zemścić gdy dogonił mnie James. Zdyszany, zatrzymał mnie i zapytał:
-Stary co ty chcesz zrobić?!
-Jak to co? Ty sie jeszcze głupio pytasz! Chce żeby zapłacił mi za to wszystko! A ty mi w tym pomożesz! Zdaje się że też macie niewyrównane długi?
Brunet przez chwilę stał z milczeniu, po czym odpowiedział:
-Ok, jedziemy. Ale nie rób nic głupiego!
Nic nie odpowiedziałem tylko otworzyłem samochód i po chwili, gdy James także wsiadł, ruszyłem z piskiem opon. Jechałem bardzo szybko, nie interesowało mnie ograniczenie prędkości. Było już dość późno i nie mieliśmy pewności czy zastaniemy go jeszcze w swoim studio. Gdy dotarłem na miejsce, wysiadłem z samochodu i powędrowałem do budynku. Na parterze, w miejscu przypominającym recepcję, siedziała przed laptopem brunetka w okularach. Podszedłem do niej i stanowczo zapytałem:
-Zastaliśmy Jacoba?
-No niestety przykro mi ale Jacob już wyszedł.
Spojrzałem na Maslowa, pewnym wzrokiem. Chłopak przez chwilę się wahał, po czym spytał:
-A moglibyśmy dostać jego adres?
-Przykro mi, ale nie mogę udzielać takich informacji.- powiedziała zawiedzionym wzrokiem.
-To jest naprawdę ważne.- dodałem pewnie.
-Skoro to tak ważne, to przyjdą panowie jutro.
-Niech pani posłucha..- zacząłem i zrobiłem minę pokrzywdzonego.- Dziś, popołudniu miała tu wypadek moja żona, Laura. Na pewno ją pani zna. Leży teraz w ciężkim stanie, a ja chciałbym wiedzieć co się tutaj dokładnie stało. Bardzo panią proszę, to sprawa życia lub śmierci.
Brunetka przez chwilę wahała się, po czym wyrwała karteczkę z notesu, poszukała w laptopie i napisała mi jego adres. Zanim jednak podała mi świstek, rzekła:
-Proszę mu nie mówić że to ode mnie. Straciłabym pracę... A i jeszcze jedno, niech pan pozdrowi Laurę i życzy jej szybkiego powrotu do zdrowia.
-Oczywiście że mu nie powiem, może pani spać spokojnie. Przekażę Laurze, dziękuję, jest pani cudowna. Dobranoc. - rzuciłem i razem z Jamesem opuściliśmy agencję.
Wsiadłem do samochodu a Maslow głosem pełnym zarówno podziwu jak i ironii, powiedział:
-Nie no Malik, ty to nie wychodzisz z wprawy. Tak ją zbajerowałeś.
-Pff, daj spokój.- rzuciłem skromnie i ruszyłem spod budynku.
Jechałem do mieszkania tego zasranego fotografa wygarnąć mu to co o nim myślę a przy okazji nieźle przywalić. Z każdym przejechanym kilometrem moja złość i chęć odwetu za to co zrobił, wkraczała na wyższy poziom. Gdy wreszcie dotarliśmy, szybko wysiadłem z samochodu i pobiegłem do bloku. Gdy byliśmy na właściwym piętrze Maslow ostrzegł mnie po raz kolejny, abym nie robił głupot. Kiwnąłem tylko głową po czym zadzwoniłem dzwonkiem...
-Stary co ty chcesz zrobić?!
-Jak to co? Ty sie jeszcze głupio pytasz! Chce żeby zapłacił mi za to wszystko! A ty mi w tym pomożesz! Zdaje się że też macie niewyrównane długi?
Brunet przez chwilę stał z milczeniu, po czym odpowiedział:
-Ok, jedziemy. Ale nie rób nic głupiego!
Nic nie odpowiedziałem tylko otworzyłem samochód i po chwili, gdy James także wsiadł, ruszyłem z piskiem opon. Jechałem bardzo szybko, nie interesowało mnie ograniczenie prędkości. Było już dość późno i nie mieliśmy pewności czy zastaniemy go jeszcze w swoim studio. Gdy dotarłem na miejsce, wysiadłem z samochodu i powędrowałem do budynku. Na parterze, w miejscu przypominającym recepcję, siedziała przed laptopem brunetka w okularach. Podszedłem do niej i stanowczo zapytałem:
-Zastaliśmy Jacoba?
-No niestety przykro mi ale Jacob już wyszedł.
Spojrzałem na Maslowa, pewnym wzrokiem. Chłopak przez chwilę się wahał, po czym spytał:
-A moglibyśmy dostać jego adres?
-Przykro mi, ale nie mogę udzielać takich informacji.- powiedziała zawiedzionym wzrokiem.
-To jest naprawdę ważne.- dodałem pewnie.
-Skoro to tak ważne, to przyjdą panowie jutro.
-Niech pani posłucha..- zacząłem i zrobiłem minę pokrzywdzonego.- Dziś, popołudniu miała tu wypadek moja żona, Laura. Na pewno ją pani zna. Leży teraz w ciężkim stanie, a ja chciałbym wiedzieć co się tutaj dokładnie stało. Bardzo panią proszę, to sprawa życia lub śmierci.
Brunetka przez chwilę wahała się, po czym wyrwała karteczkę z notesu, poszukała w laptopie i napisała mi jego adres. Zanim jednak podała mi świstek, rzekła:
-Proszę mu nie mówić że to ode mnie. Straciłabym pracę... A i jeszcze jedno, niech pan pozdrowi Laurę i życzy jej szybkiego powrotu do zdrowia.
-Oczywiście że mu nie powiem, może pani spać spokojnie. Przekażę Laurze, dziękuję, jest pani cudowna. Dobranoc. - rzuciłem i razem z Jamesem opuściliśmy agencję.
Wsiadłem do samochodu a Maslow głosem pełnym zarówno podziwu jak i ironii, powiedział:
-Nie no Malik, ty to nie wychodzisz z wprawy. Tak ją zbajerowałeś.
-Pff, daj spokój.- rzuciłem skromnie i ruszyłem spod budynku.
Jechałem do mieszkania tego zasranego fotografa wygarnąć mu to co o nim myślę a przy okazji nieźle przywalić. Z każdym przejechanym kilometrem moja złość i chęć odwetu za to co zrobił, wkraczała na wyższy poziom. Gdy wreszcie dotarliśmy, szybko wysiadłem z samochodu i pobiegłem do bloku. Gdy byliśmy na właściwym piętrze Maslow ostrzegł mnie po raz kolejny, abym nie robił głupot. Kiwnąłem tylko głową po czym zadzwoniłem dzwonkiem...
*James*
Nie byłem pewien tego czy dobrze robimy. Oczywiście nadal żywiłem do Jacoba złość o to że próbował uwieść moją dziewczynę a przy okazji skrzywdził moją dobrą przyjaciółkę Laurę. Jednak bałem się że narobimy sobie przez to kłopotów. W końcu stwierdziłem że temu idiocie należy się nauczka i posłuchałem Zayna. Staliśmy właśnie przed jego mieszkaniem i czekaliśmy aż ktoś otworzy. W końcu drzwi uchyliły się i zza nich wyjrzał zaspany i zjarany Smith. Przestraszył się na nasz widok i chciał zamknąć drzwi jednak ja byłem szybszy i je przytrzymałem. Spojrzałem na niego z pogardą i ironicznie rzekłem:
-Spokojnie, stary. Bez spiny, my tylko przyszliśmy pogadać.
Po tych słowach Zayn wepchnął go do mieszkania i zatrzasnęliśmy za sobą drzwi. W całym mieszkaniu unosił się zapach marihuany połączony z odorem śmierdzących skarpet i spoconych rzeczy. Aż mi się chciało rzygać a jednocześnie śmiać na to co tam zobaczyłem. Panował tam ogromny syf, jedzenie i puszki po piwie były porozrzucane po podłodze. Skórzana sofa, której materiał był poprzepalany fajkami a do tego wnętrze jak u jakiegoś biedaka.
-No, no ładnie tu masz.- rzuciłem ironicznie.- I ty idioto myślałeś że Em zwiąże się z kimś takim jak ty? Żałosny jesteś...Dobra do rzeczy...- kiwnąłem do Zayna głową a ten niemal od razu rzucił się na dredziarza.
Odciągnąłem przyjaciela od niego. Uspokojony Zayn zapytał:
-Dlaczego zepchnąłeś Laurę ze schodów? Jak mogłeś, ty skurwysynie?!
-To nie ja, ją zepchnąłem tylko sama upadła. Taka z niej modelka która nie potrafi chodzić!
-Wiesz co nie ściemniaj! Każdy wie że była jedna osoba która w tamtej chwili mogła to zrobić: TY! Pytanie dlaczego?
Ja tymczasem zacząłem rozglądać się po mieszkaniu. Oglądałem ściany, gdy w pewnym momencie mój wzrok przykuło znajome mi zdjęcie Em na ścianie. Wkurzony, sam rzuciłem się na niego. Złapałem za szmaty ,podniosłem do góry, po czym wściekły rzuciłem nim o ścinę. Jacob otrzepał się i ruszył na mnie z pięściami jednak udało mi się go jedną ręką przytrzymać. Gdy tak się rzucał, powiedziałem stanowczo:
-Masz dać spokój Emmie! Odwalić się od niej! Ona cię nie chce, wybrała mnie pogódź się z tym!-
Gdy Smith przestał się rzucać, odepchnąłem go na ścinę. Spojrzałem na niego z pogardą, po czym powiedziałem do Zayna:
-Malik, wrócimy tu jeszcze i wyrównamy rachunki!
Już mieliśmy wychodzić, gdy Jacob rzekł z przekąsem:
-Jesteście tacy pewni ze te lalunie was wybrały? Gówno prawda! Każdą z nich przeleciałem po kilka razy a one nawet nie protestowały! Mają was dość! Potrzebują prawdziwych mężczyzn a nie lalusiów!
W tym momencie nerwy Malika nie wytrzymały. Podszedł do niego i z całej siły uderzył go w twarz. Dredziarz zatoczył się i runął na ziemię. Spojrzeliśmy na niego w pogardą i opuściliśmy mieszkanie...
-Myślisz że mówił prawde?- Spytałem gdy schodziliśmy po schodach.
-Posrało cie? One by sie nigdy z nim nie przespały! Nasze laski są jak francuskie pieski. Nie tkną byle czego! - Rzucił wkurzony Zayn.
-Myślisz że mówił prawde?- Spytałem gdy schodziliśmy po schodach.
-Posrało cie? One by sie nigdy z nim nie przespały! Nasze laski są jak francuskie pieski. Nie tkną byle czego! - Rzucił wkurzony Zayn.
_________________________
Czy Jacob mówił prawdę? Laura i Em zdradziłyby chłopaków? Jakie konsekwencje grożą Jacobowi? Czy ''dredziarz'' złoży doniesienie na policję o 'pobiciu'? O tym wkrótce :)
Hejka :*
Ja dziś krótko. Dziękuję wam za 5K wyświetleń, jesteś najlepsi :*
Wiem że ten rozdział dupy nie urywa, postaram się napisać coś lepszego dla was :*
Widzimy się w niedziele, buziakii :*
Hejka :*
Ja dziś krótko. Dziękuję wam za 5K wyświetleń, jesteś najlepsi :*
Wiem że ten rozdział dupy nie urywa, postaram się napisać coś lepszego dla was :*
Widzimy się w niedziele, buziakii :*
japierdole! Jacob chuj ci w dupe... bo cie nie lubie i mnie wkurwiasz.
OdpowiedzUsuńJames i Zayn dobrze zrobili, że do niego poszli i mu wjebali :D
A on pierdoli takie głupoty że masakra. Nigdy bym nie uwierzyła, że Laura i Emma by się z nim przespały, weź -,- on sie nadaje do psychiatryka!
fajny rozdział i czekam na nexta :)
Super
OdpowiedzUsuńMogli go zabic, glupi chuj z tego jacoba!!!
do niedzieli czekam ma nn